Historia Pawła Kulika kolejny raz pokazuje, że borelioza nie oszczędza nikogo, bez względu na wiek! Każda historia jest ważna, bo jest świadectwem dla innych. W dzieciństwie był idealnie zdrowym chłopakiem. Do czasu rozpoczęcia liceum nie borykał się z większymi problemami zdrowotnymi.
Chorowanie było dla niego abstrakcją. Był przekonany, że w XXI wieku człowiek jest w stanie wyleczyć absolutnie wszystkie znane nam niemoce organizmu. Nic bardziej mylnego. Po raz pierwszy przekonał się o tym w pierwszej klasie liceum, kiedy zaczął odczuwać nieustający smutek. Była to depresja. Nadal nie jest pewien, czy były to pierwsze objawy boreliozy, czy po prostu młodzieńcze dojrzewanie. Po liceum wyprowadził się na studia za granicę. Przez rok i cztery miesiące mieszkał w stolicy Czech, gdzie wszelkie objawy zaczęły narastać. Studiował na Uniwersytecie Karola. Życie w Pradze było bardzo satysfakcjonujące, ale z czasem miał coraz mniej sił. Nie udało się kontynuować studiów, wrócił do Polski. W Warszawie kontynuował też naukę śpiewu operowego, którą musiał przerwać z powodu nawracającego zapalenia gardła. Na szczęście zaczął jednocześnie studiować filologię rosyjską, która po studiach w Pradze była dla niego przyjemna i nie wymagała większego wysiłku. Dzięki temu nie został z niczym.
Pierwsze symptomy, które zmusiły go do wykonania badań medycznych, wystąpiły w grudniu 2018. Dni przed nowym rokiem były dla niego najczarniejszym okresem w życiu.
Nie spał przez ponad tydzień, maksymalnie po dwie godziny na dobę, był chory, ledwo żył. Często miał uczucie, jakby spadał. Nie potrafił się na niczym skupić, każdy dzień był dla niego koszmarem. Był wtedy przekonany, że jest ciężko chory i musi dojść do tego, co mu jest. Nikt, poza jego mamą, mu nie wierzył. To ona właśnie proponowała, jakie zrobić badania i wysyłała go do różnych lekarzy. Miał bardzo dużo szczęścia, ponieważ już dwa miesiące później laborantka, pracująca w jednej z przychodni, zasugerowała mu wykonanie testów pod kątem boreliozy. Borelioza wyszła w pierwszym teście, nie było już wątpliwości.
Lekarz, który jako pierwszy leczył go z boreliozy, jest dość znaną postacią i udało mu się już wyleczyć znaczną ilość pacjentów. Zaczął swoją terapię od dużej dawki antybiotyków, która początkowo pomogła, ale jednocześnie bardzo go wyniszczyła.
Po antybiotykoterapiach czuł się gorzej, niż przed. Początkowo nie mógł odstawiać antybiotyków na dłużej niż miesiąc, ponieważ od razu pojawiały się objawy. Najgorsza w leczeniu była jesień 2019 roku. Z wolna zaczął wpadać w panikę, co z pewnością nie pomagało w procesie zdrowienia. Miał poczucie, że kręci się w kółko, że już nigdy nie wyzdrowieje. Często nawet myślał, że umrze. Taki był początek jego pierwszej i jednocześnie najdłuższej, bo kilkumiesięcznej, niestety, nie w pełni trafionej, antybiotykoterapii. Od tamtego czasu stara się unikać antybiotyków i szuka innych, alternatywnych metod leczenia. Niestety, państwowa służba zdrowia w żaden sposób jemu w tym nie pomaga, a wszystkie terapie są bardzo kosztowne.
Mimo to, stara się patrzeć w przyszłość z optymizmem i budować swoje życiowe plany z założeniem, że uda mu się w pełni wyzdrowieć. Niestety, obciążony leczeniem domowy budżet nie daje możliwości pełnego rozwoju, a sama choroba zmusza go do dość skromnego życia. Nie ma jednak zamiaru się poddawać. Ma dopiero 21 lat i myśli, że całe życie jeszcze przede nim!