Natalia i jej historia, to następna ciemna karta osób cierpiących na boreliozę. Krótko poniżej, ale z kolejnym dowodem, jak trudno jest funkcjonować osobom szukającym pomocy.
Pierwsze objawy u Natalii zaczęły się około 2 lata po porodzie. Drętwienie ręki w nocy, nocne poty, kołatanie serca i bezsenność.
Wtedy lekarz internista zasugerował nerwicę, gdyż jej córka, która urodziła się z rzadkim zespołem genetycznym, zespołem ehlersa danlosa była wielokrotnie hospitalizowana. Lekarz przepisał lek na wyciszenie. I zasugerował pomoc psychologa. Po jakimś czasie doszły zapalenia stawów z wysiękiem. Wtedy była skierowana do lekarza zakaźnika w celu badania na boreliozę. Lekarz zakaźnik ze szpitala w Warszawie, na Wolskiej, przepisał jej doksycyklinę. Zapalenie po antybiotyku minęło. Jednak po pół roku wróciło. Lekarz zakaźnik powiedział, że to nie borelioza, bo powtórne badanie wyszło ujemne.
Objawy dochodziły, wtedy została skierowana do szpitala na neurologię. Po badaniach wyszła z diagnozą – miastenia. Leki na miastenię nie przynosiły poprawy. A lekarz neurolog mówił, że te objawy nie pasują do miastenii. Nie mogła się sama ubrać, ani zajmować córką. Ktoś znajomy doradził, by wykonać badanie na boreliozę i koinfekcje w labolatorium Wielkoszyński i wtedy wyszło, że jest borelioza, bartonella, mycoplazma, chlamydia i babesia. Doszły zmiany w eeg, zmiany padaczkowe. Powiększone węzły chłonne bóle oczu, potylicy, drętwienia i dreszcze. W międzyczasie była wielokrotnie hospitalizowana z omdleniami. Tahykardia za każdym razem na wypisie była ta sama. Informacja – wskazana pomoc psychiatryczna!